Go to Top

Dwa bieguny kultury

Kiedy świeżo upieczony nauczyciel trafia po studiach do placówki oświatowej, to nie narzeka. Ma szczęście, że znalazł pracę w zawodzie i raczej nie grymasi. Zwłaszcza, jeśli pracy nie zawdzięcza znajomościom. Relacje z uczniami nie należą do najłatwiejszych. Od nich zależy, czy nie porzucimy roboty po miesiącu. Gimbazjum może naprawdę dać w kość, odbić się czkawką, zostawić ślad w psychice, itp. A na uniwersytetach nie uczą jak z młodym człowiekiem postępować. Trzeba grać fair. Uczniowie wyczują każde nieczyste zagranie, a potem są nieugięci. Ale dobre relacje są możliwe – wiem, gdyż udało mi się je wypracować (nawet w trudnej dzielnicy, w środowisku młodych kibiców piłkarskich). Te dobre relacje są później źródłem radości mniejszych i większych.

Przykładowo – lekcja fizyki może być energetyczna, a przynajmniej powinna (zresztą, jak każda inna lekcja). A już na pewno, gdy próbujesz tłumaczyć pojęcie energii – czegoś, czego nie możesz zobaczyć, stworzyć ani zniszczyć, czegoś, co może jedynie zmienić formę. Wtedy fizyka może stać się lekcją filozofii i zapominasz o wszystkim, kiedy słyszysz:

– Proszę pani! To ja chciałbym być energią! Wtedy będę niezniszczalny…

Ta supermoc, niezniszczalność, (a przynajmniej umiejętność zachowania poker face) jest potrzebna, bo uczniowie nie przebierają w słowach – nawet przy nauczycielach, nawet przy tablicy – nie potrafią się powstrzymać, żeby nie odpowiedzieć na zaczepki kolegów.

– Zamknij się k..wa! – słyszę, kiedy indziej. Ręce opadają, uszy więdną.
– Michał – zwracam uwagę, może się opamięta – tak nie można.
– No przecież nie do pani! Do pani mam szacunek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.